środa, 2 czerwca 2021

Rozdział 170

Sawa został gwałtownie zrzucony z ciała lwicy. Odwrócił się i uśmiechnął koślawo, gdy Wise i Taje warknęły na niego ostrzegawczo. Lwice stały równo na łapach, napinając każdy skrawek ciała. Białe futro Wise pokrywała krew,  w oczach Taje płonął ogień.
- Dwie na jednego? - spytał z kpiną.
- Trzy. - Kukaa podniosła się z ziemi.
Czarny kształt pojawił się na skale i zgrabnie zeskoczył na ziemię. Sawa utkwił w czarnej lwicy spojrzenie. Wise, Taje i Kukaa również przyglądali jej się z zainteresowaniem. Nyeusi podeszła powoli do dawnego partnera, stając teraz naprzeciwko niego.
- Jesteście tchórzami. Poradzę sobie z każdą z was, skoro chcecie tak nieuczciwie walczyć. A niby to ja jestem ten podły. - stwierdził z kpiną lew
- Nie doceniasz potęgi przyjaźni, Sawa. - Wise zwróciła się do wyrzutka. Jej niebieskie oczy były spokojne. Ogonem wskazała na uciekające lwy.
Stado białoziemców goniło za Grupą Ciernia. Towarzysze wojenni Sawy uciekali w popłochu. Na ich futrach dostrzec można było krew. Sawa warknął wściekły.
- To bez znaczenia, ile zaoferujesz przypadkowym samotnikom czy wyrzutkom. W obliczu walki, kiedy siły drugiego stada są większe, kiedy widzą porażkę swojego dowódcy, wycofają się od razu. Życie jest dla nich ważniejsze niż lojalność. - biała lwica spoglądała cały czas na czarnego. - Ale tutaj nie chodzi tylko o przewagę. Prawdziwe stado łączy więź lojalności, przyjaźni,  są prawdziwą rodziną. I dlatego nawet, gdy ich przywódca staje się poległym, nie wycofają się, nie przestaną walczyć o swój dom. Prawdziwe stado walczy do samego końca nie tylko za siebie, ale również za innych, nawet najsłabszego członka. To jest prawdziwy przepis na zwycięstwo w bitwie, Sawa. Dlatego nigdy nas nie pokonasz, podobnie twoje poprzedniczki. Biała Ziemia będzie trwać na zawsze.
- Przegrałeś. - Taje zmrużyła oczy w zirytowaniu. - A teraz zapłacisz za każdy rozlew krwi. 
Oczy Sawy stały się większe. Zdał sobie sprawę, że naprawdę jest na straconej pozycji. Otoczony przez cztery lwice nie miał drogi ucieczki. Jego grupa uciekła i pewnie rozproszyła się po pustyni. Został sam. To nie miało tak być, przecież dobrze sobie radzili, na pewno odnieśliby zwycięstwo! Tchórze! Zwyczajni tchórze! Nie zasługiwali na bycie częścią stada Sawy! Hasira i Johari na pewno poparłyby jego plan. Jeszcze tu wróci i tym razem wygra. Tak, na pewno tak będzie! Musiał tylko pokonać białoziemki. 
Słowa Wise nadal odbijały się w jego głowie. Może miała rację? Nigdy nie potrzebował przyjaciół. Nawet należąc do różnych stad nie szukał w nikim powiernika. Chciał rządzić. Dążył do bycia najsilniejszym. 
- To koniec. Zawsze byłeś marny w podejmowaniu właściwych decyzji. - stwierdziła czarna lwica. Ukazała rząd ostrych kłów. - Właśnie dlatego teraz tutaj jesteś. Nic nie osiągnąłeś. 
- Mylisz się, Nyeusi, jeszcze nie dobiegł mój czas... - nie dokończył, gdyż lwica wybuchła śmiechem. Zmarszczył brwi. - Co cię tak rozbawiło?
- Znajdziesz sobie nową lwicę dla której będziesz giermkiem? Albo może tym razem jakiegoś lwa, co? Nie rozumiesz, Sawa, że każdy twój ruch jest nam znajomy? Nigdy nas nie pokonasz. To się zrobiło żałosne. Dalej chcesz próbować?
Lew wbił pazury w ziemię. Jego oddech przyspieszył. Niebezpiecznie wpatrywał się w lwicę. Odwzajemniła jego spojrzenie i syknęła z wrogością. Sawa naprawdę pragnął jej odpowiedzieć, że się myli. Jednak... wszystkie próby w ciągu ostatnich lat kończyły się niepowodzeniem. Grał w każdą grę, którą toczył z nim los. Był prawdziwym antagonistą. A jednak wciąż coś stało mu na przeszkodzie. 
Stado białoziemców zaczęło wracać. Coraz więcej lwów gromadziło się na polanie. Wiedział, że wkrótce nie będzie mógł uciec. Musiał posłużyć się sprytem. Nyeusi była zbyt silna, Wise i Taje stanowiły duet, a Kukaa? Królowa kucała przy swoim małżonku. Sawa otworzył szerzej oczy. Mfalme oddychał. Nie zabił go.
- Wasze lwiątka są w niebezpieczeństwie. Już dawno poza granicą. Kazałem je uprowadzić. - szybko wydyszał. 
Wise i Taje spojrzały na siebie porozumiewawczo. Dawna królowa ryknęła, zwracając na siebie uwagę stada.
- Musimy szukać lwiątek! Dopóki nie jest za późno!
Sawa wykorzystał zamieszenie, które zaczęło panować wśród białoziemców. Nyeusi dalej na niego bacznie spoglądała. Uśmiechnął się chytrze i uskoczył w tył, a potem w bok. Przebiegł po ciele Mfalme. Starał się nie potknąć, gdy Kukaa go ugryzła. Nyeusi ryknęła i rzuciła się biegiem za lwem.

***

Mfalme został zawleczony do jaskini Matibabu. Był już tam Rafa. Stary mandryl chwiał się co jakiś czas, widocznie bardzo osłabiony. Dwójka szamanów zabrała się jednak do pracy niemal natychmiast. Stan króla był ciężki, ale warty ratowania. W jaskini znajdowała się również Hope. Kukaa, która przybyła tutaj za partnerem, zwróciła na nią uwagę. 
- Została zaatakowana i prawie uduszona. Na szczęście Imani wróciła do jaskini i zaatakowała jej napastniczkę. Uratowała jej życie. Hope musi odpocząć, ale wróci do zdrowia. - odezwała się Matibabu, jakby wyczytując myśli królowej. 
Złota spojrzała na nią uważnie. 
- Imani? Czyli lwiątkom nic nie jest? 
Imani została wyznaczona na opiekunkę lwiątek, ponieważ nie mogła walczyć przez swój brak wzroku. Z tego co mówił Sawa wynikało jednak, że lwiątka zostały uprowadzone. Tym samym stan Imani powinien być ciężki. Zdziwiła się bardzo. Rafa oderwał się od bandażowania głowy Mfalme, żeby na nią spojrzeć. 
- Sawa kłamał. Lwiątka zostały wyprowadzone do kryjówki za wodopojem. Był to pomysł Akili'ego. Wszystkie są bezpieczne. 
Kukaa odetchnęła z ulgą. Myślała, że opiekunki nie zdążą ich tam zaprowadzić, skoro bitwa tak szybko się rozpoczęła. Na szczęście się udało i najmłodsi byli bezpieczni. Już nie mogła doczekać się spotkania z córkami.
- Ku-kukaa? - słaby głos Mfalme dotarł do jej uszu. Lwica uśmiechnęła się wzruszona i szybko przybliżyła pysk do tego partnera. Otarła się o niego, a Mfalme z trudem zamruczał. Był wyraźnie zmęczony. - Wy-wygraliśmy?
- Tak, najdroższy. Grupa Ciernia się wycofała, lwiątkom nic nie jest, Biała Ziemia odniosła zwycięstwo. - odpowiedziała złota lwica.
- Powinienem... to było tak nieoczekiwane...
- Żyjesz i to jest najważniejsze. Kolejnym powodem do radości jest zwycięstwo naszego stada. 
Mfalme uśmiechnął się do niej z trudem. Szamani ponownie przystąpili do pomocy władcy. Kukaa usiadła kawałek dalej. Chciała, żeby partner był świadomy jej obecności. Odwróciła wzrok dopiero, gdy do jaskini weszła Kamba z Lią i Kamą. Obie lwiczki chciały rzucić się do przytulenia Hope, ale Kamba zagrodziła im drogę. 
- Nie możemy przeszkadzać Matibabu i Rafie w pracy. Mają sporo rannych, którzy potrzebują ich pomocy. Mamie nic nie jest i wkrótce do was wróci. - powiedziała spokojnie córka Nzuri. Kukaa podziwiała ją za tą cechę. Kamba spojrzała na wnuczkę. - Sawa uciekł. 
- To zły znak. - mruknęła Kukaa. 
- Zwierzęta są przerażone tym, co właśnie miało miejsce. Nasze stado ma sporo rannych, ale większość trzyma się na łapach, więc ich powrót do zdrowia nie powinien stanowić problemu. Wszyscy w pełni sił są na Białej Skale, reszta podąża tutaj. Zaza zgłosiła, że zrobi patrol i sprawdzi, jakie są zniszczenia. Stado potrzebuje jednak rozkazów władców.
Kukaa powoli pokiwała głową. Wewnątrz siebie czuła dużą ulgę. Wszystko zakończyło się dobrze. Zerknęła na Mfalme. Naprawdę nie chciała go zostawiać. Biały jakby wyczuł jej myśli.
- Idź... stado cię potrzebuje... ja mam opiekę... bądź władcą za naszą dwójkę 
Rafa machnął ręką. Mfalme burknął pod nosem i ponownie ułożył głowę, by mogli się nim zająć. Kukaa spuściła głowę i niechętnie opuściła jaskinię zostawiając ukochanego. Córki Hope również nie chciały wychodzić. Kamba potrafiła jednak wszystkich wygonić. Rozumiała, że Matibabu i Rafa nie mieli czasu na gości. Mieli łapy pełne roboty.
Na zewnątrz już zgromadzili się potrzebujący pomocy. Niektóry białoziemcy się uśmiechali, inni płakali za poległymi. Ofiary zawsze były. Kukaa jednak obiecała sobie, że każdy zmarły dzisiaj białoziemiec, zostanie pochowany z odpowiednim zaszczytem. Stracili dzisiaj cztery młode lwice polujące i dwa lwy walczące.  
Zawadi i Ni odnaleźli Kukęę. Cała trójka pośpieszyła do wykonywania obowiązków. 

*** 

Na Białej Skale trwał odpoczynek. Każdy walczący dzisiaj lew lub lwica, musiał odpocząć po pojedynku. Niektórzy zlizywali ślady krwi. Akili, Asanta i Imani  wybrali się natomiast na polowanie. Nie walczyli, więc nie pochłonęło ich zmęczenie. Posiłek był potrzebny do odzyskania sił. Mia natomiast myła swoich synów, reszta lwiątek również spędzała czas z bliskimi, wypytując o ich samopoczucie. Dla nich bitwa również była koszmarna a świadomość, że mogli stracić członka rodziny wygrywała z każdym uczuciem. 
Tylko czwórka księżniczek wypatrywała rodziców, siedząc na szczycie Białej Skały. Kukaa musiała wykonywać obowiązki a Mfalme leżał ranny w jaskini medyczki. Miał dobrą opiekę, ale lwiczki martwiły się o ojca. Agenti jako najstarsza musiała oczywiście objąć prowadzenie. 
- Nie martwcie się, nasze stado przetrwało już gorsze bitwy. Jest naprawdę silne. Poza tym przodkowie nie pozwolą zrobić nam krzywdy. Nawet stara Lwia Gwardia nad nami czuwa. 
- Może masz rację, ale to wszystko jest takie... dziwne i przerażające. - stwierdziła Malkia.
- Gdy będę duża to znajdę tego Sawę i skopię mu kuper! - Milele wskoczyła na równe łapki i ryknęła... a właściwie był to malutki ryczek. Mimo wszystko jej dusza wojowniczki, była doskonale widoczna.
Maji wtuliła się w futro Agenti, która wpatrywała się w horyzont, podczas gdy Milele i Malkia stanęły do pojedynku, żeby sprawdzić swoje siły. Oczy córki Kiry posmutniały. Czy faktycznie miało dojść do kolejnej bitwy? Czułaby się bezpieczniej, gdyby Sawa został schwytany.
Nie martw się, Agenti, to miejsce należy do białoziemców~~
Usłyszała głos Jasiri'ego. Jej duchowy przewodnik dodał jej otuchy. Lwiczka skinęła głową, zgadzając się z jego słowami. To był jej dom i zawsze będzie o niego walczyć. 

1 komentarz:

  1. Długo kazałaś nam czekać na ten rozdział, oooj długo. Dobrze jednak, że wreszcie się pojawił. Cieszę się, że Hope, Mfalme i lwiątkom nic nie jest. Zastanawiam się, kim była te czerwonooka lwica, która zaatakowała Mfalme i co zrobi Sawa, skoro udałoby się uciec. Znając go, pewnie rzeczywiście znajdzie sobie nowego szefa lub szefową i spróbuje podbić Białą Ziemię... lub nie? Kto wie, może słowa Nyeusi dadzą mu do myślenia i w końcu wymyśli jakąś inną strategię? Lub sobie odpuści? Jestem ciekawa, co będzie dalej.
    Będę wyczekiwać kolejnej części.
    Pozdrawiam,
    Magicalus

    OdpowiedzUsuń