czwartek, 3 czerwca 2021

Rozdział 171

Biały lew westchnął, oglądając sobie opatrunki. Pod pajęczyną kryły się rany. Rafa i Matibabu nałożyli sporo maści, ale ukoiło to ból króla. Do tego krew przestała lecieć, więc Mfalme mógł chociaż odrobinę odpocząć. Wciąż jednak wizja wojny powracała do niego niebezpiecznie. Był wściekły, że dał się powalić Sawie i tej nieznajomej lwicy. Według zaleceń szamanów miał pozostać na kuracji przez kilka dni. Kukaa musiała przez ten czas poradzić sobie bez niego. 
Matibabu krzątała się po jaskini. W środku panowała cisza i tylko jej kroki ją przebijały. Szara lwica co jakiś czas, zatrzymywała się, żeby sprawdzić stan zdrowia swoich pacjentów. Lecznica była pełna lwich pacjentów oraz tych różnogatunkowych. Z pewnością bitwa była ciężka nie tylko dla lwów z Białej Skały. 
- Co zaprząta twoją głowę, królu? 
Syn Nory zwrócił wzrok na Hope. Opiekunka wpatrywała się w niego spokojnym, łagodnym spojrzeniem. Posłał jej lekki uśmiech, chociaż nie mógł ukryć swojego zmartwienia. 
- Myślę o Sawie. Ta bitwa była krwawa, a on pozostał na wolności. To źle wróży. 
- Dobrze cię rozumiem, również się obawiam. - westchnęła Hope. - Najbardziej bałam się o lwiątka. Nie potrafiłam walczyć z myślą, że mogło zagrażać im niebezpieczeństwo. Co jeśli dojdzie do ponownego ataku i tym razem nie uda się ich uratować?
Mfalme rozumiał jej zmartwienie. Sam był rodzicem i nie wyobrażał sobie, że jego córkom mogłoby zagrażać niebezpieczeństwo. Był jednak również królem i tak samo myślał o swoim stadzie. Chciał, żeby Biała Ziemia była bezpieczna i żeby czas upływał wszystkim w spokoju. Wbił pazury w ziemię. 
- Nie obawiaj się, Hope. Zawsze wygramy. Kto zadziera z jednym z nas, zadziera ze wszystkimi. Nie pozwolę skrzywdzić swoich poddanych. Od lwa po mrówkę. 
Przy boku Hope spała dwójka lwiczek. Lia i Kama przyszły ją odwiedzić i nie zamierzały tak szybko zostawić swojej mamy. Lwica zerknęła na córki, czy dalej śpią, po czym jej wzrok ponownie spotkał się z tym należącym do Mfalme. 
- Jesteś dobrym i szlachetnym władcą. - zawahała się, czy to odpowiednie miejsce na kolejne słowa. - Kira byłaby z ciebie dumna. 
Wiedziała, że dwójka lwów była ze sobą blisko i Mfalme tęskni za siostrą. Te słowa wywarły więc wzruszenie na lwie. Widziała tęsknotę i wdzięczność w jego oczach. 
- Też mam taką nadzieję. 
Spojrzał na sufit w nadziei, że Kira właśnie teraz go obserwuje. 

***

Kukaa była bardzo zapracowana. Królowa musiała dopiąć wszystkie sprawy na "ostatni guzik". Zaza dzieliła się z nią długim raportem - wszystkimi sprawami, które złota lwica musiała rozwiązać. Miała swoich doradców, ale to ona podejmowała najważniejsze decyzje.
Córki nie chciały "wchodzić jej na głowę". Zamiast tego lwiczki ubłagały Agenti, żeby zabrała ich nad wodopój. Były tam już wszystkie lwiątka (poza Kamą i Lią) oraz Akili. Kamba może miała na nich oko, ale lwica była wyrozumiała, więc pewnie nie będzie przeszkadzać najmłodszym w zabawach. Agenti na szczęście się zgodziła i już niewiele uderzeń serca później czwórka lwiczek wyruszyła w znajome miejsce. 
Księżniczki biegły przed siebie, wyciągając swoje krótkie łapki i równając oddechy. Milele była naprawdę szybka. Nic dziwnego, że pierwsza dotarła na miejsce, tym samym wygrywając nieoficjalny wyścig. Za nią przybiegły Maji i Agenti. Ostatnia była Malkia. 
- Jestem tak szybka jak mama! - pochwaliła się Milele, prostując z dumą sylwetkę. 
Malkia wywróciła oczami, natomiast Maji pogratulowała siostrze mruczeniem. 
- Co tak długo? Już zacząłem przysypiać. - Kesho wpatrywał się w czwórkę księżniczek z nieukrywanym znudzeniem. Malkia prychnęła w jego kierunku. 
- Zawaliłeś nockę? 
- Stwierdziłbym bardziej, że to z nudów. 
Malkia rzuciła mu odważne spojrzenie. Uśmiechnęła się tajemniczo. Kesho drgnął lekko, ale nic więcej nie dopowiedział. Agenti poruszyła lekko ogonem, zanim podbiegła do Wemy, Tamu i Vasanti. Tezya powitała radosnym uśmiechem Maji, która nieśmiało się do niej zbliżyła. Milele i Daha usiedli nieco dalej. Cheka wskoczył na niewielki kamień, zwracając na siebie uwagę lwiątek. 
- Witam wszystkich! Zgromadziliśmy się tutaj, żeby wymyślić mega super ekstra zabawę!
- Wyścig? - Milele psotnie rozejrzała się po reszcie lwiątek. Dobrze wiedzieli, że lubi się ścigać. Wygrywanie było najlepsze i zawsze czuła satysfakcję. 
- Może lepiej coś w czym wszyscy mamy szansę? - podpowiedziała delikatnie Wema. - Co powiecie na chowanego? 
- Nuda. Nie znacie lepszych zabaw? - Kesho ziewnął lekko. 
- Odezwał się. Wymyśliłbyś coś, kłębie brudnej sierści. - Daha rzucił mu wyzywające spojrzenie. 
Kesho spiorunował go wzrokiem. 
- Wyrabiasz się. Ostatnio byłem zadem antylopy.
Daha warknął na niego ze złością. Kesho nigdy nie odpowiadał na zaczepkę agresywnie. Zawsze wydawał się być znudzony. Syn Gizy trzepnął ogonem o ziemię. 
- To może zapasy? - oczy Tamu błysnęły. 
- Pokonam cię raz dwa. - Milele ustawiła się w walecznej pozycji. Tamu odpowiedziała tym samym. Obie rzuciły sobie psotne spojrzenia. 
Agenti zamyśliła się. Poczuła na sobie spojrzenia rówieśników. 
- Może popływamy? Jest całkiem ciepło. 
- W końcu pora sucha. - wymamrotał Daha. - Aż dziwne, gdyby było chłodno. 
Księżniczka rzuciła mu krótkie spojrzenie. Akili przybliżył się bliżej Agenti, żeby znaleźć się bliżej jej ucha. Córka Kiry zerknęła na niego z oczekiwaniem.
- Może się wyrwiemy i skoczymy na polowanie? 
- Dobrze wiesz, że muszę ich pilnować. Nie chce narobić rodzicom zmartwień.
- MAM! - ich rozmowę przerwał pisk syna Mii. Cheka zeskoczył z kamienia i rozejrzał się po zebranych z radością w oczach. - Poróbmy jakieś psikusy! 
- Kto nie wybaczy tak uroczym lwiątkom? - Vasanti zamrugała słodko. 
Cheka energicznie przyznał jej rację. Otoczył brata ogonem, żeby ten potwierdził. Kesho wypuścił ze świstem powietrze, ale zgodził się z bratem skinieniem łebka. Większość lwiątek się zgodziła, więc zaczęli od razu wymyślać różne opcje. Wreszcie wygrała propozycja Tamu - mieli wybrać się do baobabu Rafy. Szaman powinien być na zbieraniu ziół, gdyż większość lekarstw zostało wykorzystanych na rannych. Lwiątka nie przeżywały tak bardzo wojny, wręcz zdawały się o niej zapomnieć, pochłonięte w tych wszystkich zabawach. 
Lwiątka rzuciły się w stronę baobabu ze śmiechem. Kamba podniosła głowę i od razu wstała na równe łapy, żeby za nimi podążyć. Powinni ją jakoś zgubić, jeśli chcieli płatać dalej figle. 
- Rozdzielimy się. Wszyscy spotkamy się w baobabie. - rzuciła Malkia, przyspieszając. 
Lwiątka podzieliły się na trzy grupy. Kamba musiała ruszyć za jedną z nich, więc dwie będą mogły bez problemu znaleźć się na drzewie. Trzeba było wykorzystać każdą sekundę. Rafa nie mógł ich przyłapać, bo z pewnością mieliby kłopoty. 

Ostatecznie wszystkich lwiątkom udało się dotrzeć do baobabu. Ukryli się wśród gęstej korony. Kamba z pewnością da im niezły wykład! Ale tym będą się martwić później. Cała grupa najmłodszych mieszkańców królestwa weszła do środka. Akili rozejrzał się wewnątrz i wskazał malowidła widoczne na ścianach. 
- To nasza historia. Wszyscy lwi mieszkańcy są zapisani w tych ścianach.
- Nawet ja. - Agenti podeszła do jednej ze ścian i łapką dotknęła swojego malunku. 
Pozostałe lwiątka zaczęły szukać swoich, jednak szybko się znudziły i przystąpiły do figli. Rafa miał kilka miseczek z farbą z owoców. Lwiątka zamoczyły łapki i zaczęły malować w najróżniejszych miejscach. Tezya uznała, że dorobi samotnemu kamieniowi uśmiech i oczy, żeby mógł obserwować, co porabia szaman. Zabawa była fantastyczna i spodobała się każdemu maluchowi! 
Agenti siedziała cały czas przy swoim rysunku. Na razie nie korciło ją, żeby dołączyć do reszty lwiątek. Obserwowała swój wizerunek. Rafa naprawdę dobrze rysował.
Nagle przez głowę lwiczki przemknął ból. Skrzywiła się i syknęła cicho. Ból głowy był nie do zniesienia. Zamknęła oczy, próbując się uspokoić. Kukaa zawsze mówiła, że warto wyobrazić sobie, jak mknie się po sawannie. Agenti postanowiła podążyć za jej radą. Odprężyła się, czując się o wiele lepiej. 
Widziała przed sobą rudobrązowe futro. Zapach mleka zdawał się być tak rzeczywisty, że na moment nie mogła w niego uwierzyć. Uniosła łebek i ujrzała wpatrzone w nią zielone ślepia. Kryło się w nich uczucie. Uśmiech zdobił pysk zamazanej lwiej sylwetki.
Agenti odetchnęła cicho. Wizja minęła zbyt szybko. Była również dziwna. Zupełnie jakby wydarzenie miało już miejsce. Lwiczka spojrzała na własne łapki. Powinna o tym komuś powiedzieć? Zawsze miała dużą wyobraźnię.
- Wcale nie jesteś do nich podobna. 
Uniosła głowę i spojrzała na Kesho. Lewek siedział obok niej, wpatrzony w obraz jej rodziny. Agenti podążyła za jego spojrzeniem, podobnie wlepiając ślepka we własny wizerunek narysowany na ścianie baobabu. Łapy syna Ni pokrywała zielona farba. Powstrzymała go syknięciem, gdy chciał dotknąć nią rysunku. Nie powinni psuć arcydzieł Rafy. Szamanowi byłoby na pewno przykro.
- Co masz na myśli?
- Król jest biały, królowa złota, a ty taka szarawa. 
Agenti zmarszczyła brwi. 
- Aa, o to chodzi. Mam futro po babci Amarze. Patrz. - lwiczka łapką dotknęła obrazka swojej babci. Powiodła trochę dalej. - Czerwone oczy mam po dziadku Chace i po wujku Jasiri'm. Biel odziedziczyłam po tacie.
- Skomplikowane. - stwierdził Kesho, wpatrując się dalej w obrazek. - Twoje siostry są bardziej podobne. 
Z tymi słowami zostawił Agenti. Lwiczka wzruszyła ramionami. Również się podniosła i postanowiła dołączyć do reszty. Mieli jeszcze trochę czasu do powrotu Rafy.

4 komentarze:

  1. Fajny rozdział. Jestem ciekawa o co chodzi w wizji którą miała Agenti. Może widziała swoją prawdziwą matkę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy powinnam to tu pisać, ale zaczynam czytać tego bloga , i które rozdziały mogę pominąć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przeczytałam 1 sezon a teraz czytam najnowsze rozdziały a jak czegoś nie wiem to patrzę do zakładki bohaterowie

      Usuń